27 września - start w 37. PZU Maraton Warszawski, odbył się na błoniach
za stadionem Narodowym. Na starcie 6500 biegaczy z kilkudziesięciu
krajów. Dla mnie i Jurka to już czwarty start w maratonie w tym roku.
Ustawiam się na starcie za ,,balonikiem" 3,50. Sygnał do startu dał
Maciej Dowbor. Początek biegu spokojnym tempem aż się trochę rozciągnie
stawka biegaczy. Pogoda dobra do szybkiego biegania. Z rana chłodniej a z
upływem czasu temperatura podskoczyła do około 15-17 stopni. Na
otwartych przestrzeniach trochę wiało więc trzeba było się chować, a
było za kogo. Na 6 km dobiegłem do balonika 3,40, gdzie spotkałem Szałka
82, zawodnika z którym biegłem w maratonie w Krakowie. Biegliśmy tam
razem od 32 km, prawie do mety. Tym razem spotkaliśmy się szybciej. Na
13 km przebiegamy Wisłę po moście Świętokrzyskim i opuszczamy
prawobrzeżną Warszawę. Okazuje się że nas zając z balonikiem, ustawił
się za balonikiem 3,45. Biegniemy dobrym tempem, powoli widzimy baloniki
biegnące przed nami. 16 i 17 km biegniemy przez Łazienki Królewskie,
gdzie pośród drzew odczuwamy lekkie ochłodzenie. Na trasie maratonu jest
bardzo wielu kibiców, którzy głośnym dopingiem mobilizują zawodników do
tak wielkiego wysiłku, jakim jest pokonanie dystansu maratońskiego. Na
trasie było 39 stref kibicowania. Wbiegamy do tunelu Wisłostrady ok. 22
km, balonik 3,45 tuż przed nami! I nastąpiło to co było zaplanowane
przez naszego ,,zająca". Głośny okrzyk: lewa wolna! 3,40 wyprzedza 3,45 i
poszło! Teraz zachowana jest prawidłowa kolejność w biegu. Grupka
biegaczy, którzy biegną na czas 3,40, powoli się kurczy. Ja i SZAŁEK 82
trzymamy się balonika. Ach te długie proste od 22 do 29 km nie kończąca
się opowieść. 32 km bramka nad ulicą a na niej napis, który zapada w
pamięci: 32 km, teraz dopiero zaczyna się maraton! W pamięci mam maraton
wrocławski, gdzie od 32 km zaczęły się kłopoty. 34 km, gdzie mamy do
pokonania 200 metrowy podbieg, daje w kość ale czuję się dobrze nic nie
boli, tempo jest ok. Przed mostem Gdańskim powoli urywa mi się balonik
3,40 z którym biegłem już sam. Nie zrażam się tym i biegnę swoim tempem.
Łapię się pleców biegacza, który nadaje moje tempo. 36,37 km zostaję
sam. Bez szarpania biegnę swoje, wyprzedzam innych zawodników ale
okazuje się że biegną też szybciej ode mnie. Przegoniła mnie
zawodniczka, więc trzymam się jej pleców. Okazuje się że po
przebiegnięciu pół kilometra słabnie.38,39 km biegnę na wynik poniżej
3,40 Widać już Narodowy. Ostatni pomiar czasu na czterdziestce! ostatni
wodopój. Polewam nogi i głowę wodą , co dodaje trochę orzeźwienia. Jest
coraz bliżej. 41 km tempo te same a wydaje się, że zasuwam
szybciej.Coraz bliżej! 400m i napis ,,grzejesz równo"! No to daję,
wbiegam do tunelu. Na zakręcie wynosi mnie na barierki, zerkam na
garmina, na palce i sprint! Mijam jeden czytnik, drugi i meta !!! Padam
na ziemię! Stopuję endomondo i garmina. 3h39min.53s. nowa życiówka w
maratonie!!! Podchodzi do mnie ratownik medyczny, myśli że się coś
stało. Jest spoko, pomaga mi wstać. Jestem hepy! Jeszce kilka fotek
zejście do tunelu, pobrać napoje i pelerynę i po wszystkim. Teraz atak
na Poznań i KORONA będzie moja! Niech moc będzie z Wami Radlinioki!